Tuesday, September 12, 2006

Trudne ciezkiej pracy poczatki ;]


Kto by pomyslal, ze wczoraj minelo juz 5 lat od ataku na WTC. Przeciez to bylo tak niedawno - pomyslalam wczoraj, jak w radiu przypomnieli o zamachu, a zarazem tak dawno - bylam wtedy w 2 klasie liceum. Szybko ten czas leci.

Weekend uplynal milo - w sobote mielismy wielka impreze, aczkolwiek malo nas bylo. Najpierw kolega Bennet z Niemiec zaprosil nas do siebie i przygotowal drinki (wiec znowu moglam delektowac sie przepyszna Caiphirinia!!!), a pozniej na swoich rozhasanych rowerkach pognalismy do Boogie Wonderland'u na balety :) Jako ze godzina powrotu do domu swiadczy o jakosci imprezy, odnotuje tylko, ze Mariona i ja poszlysmy spac o 5:30, a na przyklad Bennet o 9. ;] (rano rzecz jasna).

NA ZDJĘCIU: Jean, ja, Mariona, Renee (u Benneta).

Na zdjeciu powyzej (dobra impreza?): Bennet, Mariona, Jean, Anna, Steffi, Dominique
Philipp i ja


ALe zaczal sie tydzien i trzeba chodzic na wyklady. Dzisiaj znowu pani z Los Angeles cos usilnie tlumaczyla, ale my niewiele zrozumielismy. Po pierwsze to po polsku pewnie by to do nas nie dotarlo, a co dopiero jak 1/5 slow sie nie rozumie. No ale sie nie poddajemy. Nawet jesli wydrukowalam wlasnie 60 stron jakiegos belkotu filozicznego, ktory musze przeczytac w dwa tygodnie (co, biorac pod uwage styl zycia Studenta Socratesa jest stosunkowo krotkim okresem, wydaje mi sie malo realne). No i bedziemy z Ludwikiem (kolega z Warszawy) prowadzic 30 minutowa dyskusje ;]

Kilka ostatnich dni zaskoczylo nas piekna pogoda - tak samo jest dzisiaj. Nie wierze, ze jestesmy w Holandii. 25 stopni ( a w sloncu pewnie wiecej), zadnej chmurki (co jest tu zjawiskiem rzadkim) i jest po prostu cudownie.
Pewnie jutro lunie.

Niedawno znalazlysmy z Mariona mala plaze nad rzeka Vaal, ktora plynie przez nasze piekne miasto Nijmegen. Troche wszyscy sie oburzyli, kiedy okazalo sie, ze wieksza i ladniejsza plaza jest dla krow (tak tak, maja tam swoje 'pastwisko - plazysko'), no ale w koncu one sa u siebie, a my to przyjezdni :)

NA ZDJECIU moj odjechany rower, most (jeden z dwoch) i rzeka Waal

Niecierpliwie czekam na kupno laptopa przez mojego ojca i przeslanie mi go, bo bez komputera trudno tu cokolwiek robic, a i w deszczowe dni niebardzo chce sie czlowiekowi jechac przez cale miasto. Co prawda ostatnio byly u nas na Wsi (czyt. Lent) jakies problemy z internetem, ale mam nadzieje, ze jak juz bede miec komputer to wszystko bedzie dzialac. No i wreszcie powrzucam tutaj troche fotek, bo tak to o czyms pisze i nie widac o czym ;]

Ach ! Wczoraj ugotowalam obiad i wszyscy baaaardzo chwalili (podobno szczerze, upewnialam sie kilkukrotnie :P). Talal (moj roommate z Londynu) zaproponowal, ze ja moge gotowac, a Varun (jego kolega, takze Londyn) bedzie zmywal. Sie nie dam ! :)

Czas na Wies wracac, troche poczytac i wieczorem na ognisko na drugi koniec miasta, gdzie mieszkaja nieliczni studenci Socratesa (sa tam akademiki glownie dla studentow holenderskich).

P.S. W piatek bylismy na zakupach w Niemczech, w miateczku Kleve! Byla akurat promocja Jaegermeister, zakupilam butelke 0,7 l za jedyne 7 euro. Plus dostalismy wszyscy torby z logo Jaeger'a i oczywiscie degustowalismy do woli :)

od lewej: ja, Anna, Steffi, Mariona, Bennet

No comments: