No tak tak.
Czlowiek zrywa sie skoro swit na wyklad (a wczoraj pyszna Caipirhinie pilam), godzina 10:45, a tu nie ma nikogo w sali, oprocz zblakanej czworki studentow Erasmusa. Ania, ja i jakichs dwoch zaspanych Hiszpanow, z przekrwionymi oczkami, ktorzy pili wczoraj tez Caipirhinie (a moze nawet cos innego), a ktorych niebardzo mozna zrozumiec, bo wszyscy oni z Iberii to jakby wyksztalcili nowa odmiane angielskiego.
Koniec koncow - okazalo sie, ze nastapila zmiana planu. Ale musialabym swietnie wladac jezykiem holenderskim, zeby w gaszczu linkow i skomplikowanych odnogach strony Uniwersytetu Radboud odnalazla owy plan.
Zajecia nie zaczynaja sie dzisiaj. Zaczynaja sie za 8 tygodni.
Ide na lunch. Ale to chyba bardziej jak obiad jest.
Wiec ide jesc.
P.S. Pada deszcz. Czyli wracamy do codziennosci.
No comments:
Post a Comment