George Street
Bondi Beach
Bondi Beach
CBD
Darling Harbour
Bronte Beach
Bronte Beach / Z Mariem i Piotrkiem
Tamarama Beach
Bondi Beach
Sielanka się skończyła. Takie miałam trochę zasłużone wakacje, po ciężkich robotach w Dublinie. No ale nareszcie tu jestem, bez makijażu, w klapeczkach pomykam w strugach słońca. Żyć nie umierać (chyba, że padnę z upału).
Są drapacze, jest woda, są łódki i duże samochody (tzw. nie pick up'y tylko Ute), piękne plaże i palmy.
Po prawie dwóch tygodniach nicnierobienia (wierzcie mi, może to być męczące) prawie poddana zostałam zgąbczeniu mózgu - nawet do czytania mojej ulubionej książki muszę się mocno zmuszać.
Lot przeżyłam, to całe gadanie z jet lagiem i w ogóle zmianą czasu jakoś mnie nie dotknęło.
Pracy niby dużo, wszędzie szukają, ale jakoś nigdzie nie można jej dostać - sekret tkwi w doświadczeniu i nie wiem czym jeszcze. Jak dostanę pracę, to się dowiem i powiem.
Ogólnie zaczęłam już szkołę - pierwszy tydzień za mną.
Po 5 latach uniwersytetu jest to dla mnie trochę śmieszne, wygląda na to, że nawet z mycia podłóg potrafią tu zrobić wyższą filozofię. Są plusy i minusy.
Minus taki, że jak w barze jest nawet jednoręki bandyta jeden, to trzeba zrobić kurs zwany: "Responsible Conduct of Gaming". No a nie wspominam juz o tzw. "Responsible Service of Alcohol" - gdzie uczą m.in. jak liczyć dopuszczalną od wypicia godzinną dawkę alkoholu zezwalająca na prowadzenie samochodu, kilka stopni upojenia alkoholowego no i sposoby rozpoznania pijanych osób. Porywające.
Jeden mam za sobą - drugi przed sobą. Dam radę :)
We wtorek zaczynam pracę - w wielkim kombinacie rozrywkowo - rozrywkowym, z kasynem, teatrem, fontannami i milionerami. W restauracji. Bliżej swoją rolę poznam za kilka dni, ale obawiam się, że znowu zasłynę z nieznajomości podstaw savoir vivre'u. Brawo Zuza. Nóż kładziemy zawsze brzuszkiem do widelca.
Czy to jest aż tak ważne?!
Cel 1: spłacić długi.
Cel 2: jechać na Tasmanie i na północ.
Cel 3: Może coś w Azji?
Cel 4: Zadbać o swoją egzystencję.
Ogólnie jest fajnie, ale mam poczucie bycia "na zadupiu". W prawo woda, w lewo piasek. Sąsiadów nie ma. Jest za to dużo azjatów. Bardzo dużo, tak dużo, że czasem aż się dziwnie czuje jako biała kobieta na ulicy. No i czasem nie wiem do końca, czy przypadkiem nie wysiadłam w Hong Kongu i tam nie zostałam... :)
No to już tylko pozostały zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia.
Miłego ogladania.
Wszystkim tym, którym nie odpisuje, mówię: "Myślę o Łodzi, myślę o wszystkich". Ciężko się tylko zebrać do czegokolwiek. Jakaś taka stagnacja i marazm, może przez ten upał.
Tysiące buziaków zza oceanu (albo dwóch, zależy którędy polecą..).
Są drapacze, jest woda, są łódki i duże samochody (tzw. nie pick up'y tylko Ute), piękne plaże i palmy.
Po prawie dwóch tygodniach nicnierobienia (wierzcie mi, może to być męczące) prawie poddana zostałam zgąbczeniu mózgu - nawet do czytania mojej ulubionej książki muszę się mocno zmuszać.
Lot przeżyłam, to całe gadanie z jet lagiem i w ogóle zmianą czasu jakoś mnie nie dotknęło.
Pracy niby dużo, wszędzie szukają, ale jakoś nigdzie nie można jej dostać - sekret tkwi w doświadczeniu i nie wiem czym jeszcze. Jak dostanę pracę, to się dowiem i powiem.
Ogólnie zaczęłam już szkołę - pierwszy tydzień za mną.
Po 5 latach uniwersytetu jest to dla mnie trochę śmieszne, wygląda na to, że nawet z mycia podłóg potrafią tu zrobić wyższą filozofię. Są plusy i minusy.
Minus taki, że jak w barze jest nawet jednoręki bandyta jeden, to trzeba zrobić kurs zwany: "Responsible Conduct of Gaming". No a nie wspominam juz o tzw. "Responsible Service of Alcohol" - gdzie uczą m.in. jak liczyć dopuszczalną od wypicia godzinną dawkę alkoholu zezwalająca na prowadzenie samochodu, kilka stopni upojenia alkoholowego no i sposoby rozpoznania pijanych osób. Porywające.
Jeden mam za sobą - drugi przed sobą. Dam radę :)
We wtorek zaczynam pracę - w wielkim kombinacie rozrywkowo - rozrywkowym, z kasynem, teatrem, fontannami i milionerami. W restauracji. Bliżej swoją rolę poznam za kilka dni, ale obawiam się, że znowu zasłynę z nieznajomości podstaw savoir vivre'u. Brawo Zuza. Nóż kładziemy zawsze brzuszkiem do widelca.
Czy to jest aż tak ważne?!
Cel 1: spłacić długi.
Cel 2: jechać na Tasmanie i na północ.
Cel 3: Może coś w Azji?
Cel 4: Zadbać o swoją egzystencję.
Ogólnie jest fajnie, ale mam poczucie bycia "na zadupiu". W prawo woda, w lewo piasek. Sąsiadów nie ma. Jest za to dużo azjatów. Bardzo dużo, tak dużo, że czasem aż się dziwnie czuje jako biała kobieta na ulicy. No i czasem nie wiem do końca, czy przypadkiem nie wysiadłam w Hong Kongu i tam nie zostałam... :)
No to już tylko pozostały zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia.
Miłego ogladania.
Wszystkim tym, którym nie odpisuje, mówię: "Myślę o Łodzi, myślę o wszystkich". Ciężko się tylko zebrać do czegokolwiek. Jakaś taka stagnacja i marazm, może przez ten upał.
Tysiące buziaków zza oceanu (albo dwóch, zależy którędy polecą..).
No comments:
Post a Comment