Tuesday, October 21, 2008

Sydney at night

Last series of snapshots from Sydney - I promise next post will be from some other place :) (not to tell too much... from very nice cruise to pacific islands).

Beg a pardon for the quality of pictures - since my camera is very confused wether it will take picture or not, I have to use my mobile phone as a main camera ;)

darling harbour






Burger king or... Hungry Jack's? :)




.... and what happens after 02/07/2010?



Thursday, October 02, 2008

Sydney - na spokojnie i po polsku

CBD
George Street
Bondi Beach
Bondi Beach
CBD

Darling Harbour
Bronte Beach
Bronte Beach / Z Mariem i Piotrkiem
Tamarama Beach

Bondi Beach


Sielanka się skończyła. Takie miałam trochę zasłużone wakacje, po ciężkich robotach w Dublinie. No ale nareszcie tu jestem, bez makijażu, w klapeczkach pomykam w strugach słońca. Żyć nie umierać (chyba, że padnę z upału).
Są drapacze, jest woda, są łódki i duże samochody (tzw. nie pick up'y tylko Ute), piękne plaże i palmy.

Po prawie dwóch tygodniach nicnierobienia (wierzcie mi, może to być męczące) prawie poddana zostałam zgąbczeniu mózgu - nawet do czytania mojej ulubionej książki muszę się mocno zmuszać.

Lot przeżyłam, to całe gadanie z jet lagiem i w ogóle zmianą czasu jakoś mnie nie dotknęło.

Pracy niby dużo, wszędzie szukają, ale jakoś nigdzie nie można jej dostać - sekret tkwi w doświadczeniu i nie wiem czym jeszcze. Jak dostanę pracę, to się dowiem i powiem.

Ogólnie zaczęłam już szkołę - pierwszy tydzień za mną.
Po 5 latach uniwersytetu jest to dla mnie trochę śmieszne, wygląda na to, że nawet z mycia podłóg potrafią tu zrobić wyższą filozofię. Są plusy i minusy.
Minus taki, że jak w barze jest nawet jednoręki bandyta jeden, to trzeba zrobić kurs zwany: "Responsible Conduct of Gaming". No a nie wspominam juz o tzw. "Responsible Service of Alcohol" - gdzie uczą m.in. jak liczyć dopuszczalną od wypicia godzinną dawkę alkoholu zezwalająca na prowadzenie samochodu, kilka stopni upojenia alkoholowego no i sposoby rozpoznania pijanych osób. Porywające.

Jeden mam za sobą - drugi przed sobą. Dam radę :)

We wtorek zaczynam pracę - w wielkim kombinacie rozrywkowo - rozrywkowym, z kasynem, teatrem, fontannami i milionerami. W restauracji. Bliżej swoją rolę poznam za kilka dni, ale obawiam się, że znowu zasłynę z nieznajomości podstaw savoir vivre'u. Brawo Zuza. Nóż kładziemy zawsze brzuszkiem do widelca.
Czy to jest aż tak ważne?!

Cel 1: spłacić długi.
Cel 2: jechać na Tasmanie i na północ.
Cel 3: Może coś w Azji?
Cel 4: Zadbać o swoją egzystencję.

Ogólnie jest fajnie, ale mam poczucie bycia "na zadupiu". W prawo woda, w lewo piasek. Sąsiadów nie ma. Jest za to dużo azjatów. Bardzo dużo, tak dużo, że czasem aż się dziwnie czuje jako biała kobieta na ulicy. No i czasem nie wiem do końca, czy przypadkiem nie wysiadłam w Hong Kongu i tam nie zostałam... :)

No to już tylko pozostały zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia.
Miłego ogladania.
Wszystkim tym, którym nie odpisuje, mówię: "Myślę o Łodzi, myślę o wszystkich". Ciężko się tylko zebrać do czegokolwiek. Jakaś taka stagnacja i marazm, może przez ten upał.


Tysiące buziaków zza oceanu (albo dwóch, zależy którędy polecą..).